Legenda o miejscowości Tyłowo
Niedaleko miejscowości Krokowa, położonej na Pomorzu, znajdował się wielki, ceglany zamek. Panował w nim od wielu lat suweren Jan Skorożywat.
Był to dobry i sprawiedliwy władca, którego szanowali wszyscy poddani. Pewnego wiosennego poranka owy władca otrzymał list od przywódcy państwa pruskiego. Było w nim napisane, że zachodni sąsiedzi Pomorzan chcą wywołać wojnę. Atak na prowincje Krokowej mieli zacząć już za dwa tygodnie. Jan Skorożywat bardzo się zmartwił, próbował różnych mediacji, ale nie przyniosły one dobrych rezultatów. Władca nie spał kilka dni i nocy, gdyż wciąż zastanawiał się jak pogromić Prusów. Po długich rozmyślaniach postanowił zwołać radę rządu, a także zaprosić do siebie swojego sojusznika Alfreda Moskiwańskiego. Naradzali się kilka godzin, aż nareszcie doszli do porozumienia. Od swoich szpiegów dowiedzieli się również, że ich wrogowie mają pod swymi rządami dwadzieścia tysięcy żołnierzy. Suweren Pomorza zarządził zebranie wszystkich swoich dostępnych wojsk, aby walczyły w obronie Krokowej oraz innych, sąsiednich miejscowości.
Postanowił odpocząć trochę i udał się na drzemkę, a strategom rozkazał rozmyślać nad obroną przed Prusami. Następnego dnia dowódcy przedstawili mu następujący plan. Mieli do dyspozycji trzydzieści tysięcy bojowników. Zgłosili się nawet chłopi, ponieważ chcieli bronić swoich gospodarstw, a przede wszystkim rodzin. Zaplanowali, że wojskowi zostaną podzieleni na pięć grup. Pierwsza pod nazwą „Sokół” miała być dowodzona przez bohaterskiego, najśmielszego i najbardziej oddanego rycerza w całym Pomorzu, Henryka Kornomonsarza. Jego zadanie polegało na wyjściu naprzeciw dwudziestotysięcznemu pruskiemu wojsku nieliczną grupą pięciu tysięcy żołnierzy. Później miał się jak najszybciej wycofać. Oręż pruski, gdy będzie biegł za grupą „Sokół”, w pewnej chwili zostanie w niewielkiej kotlinie.
Następnie do walki wkroczą pozostałe cztery, krokowskie wojska. Z prawej strony góry miała wyłonić się dziesięciotysięczna grupa o nazwie „Jastrząb” pod dowództwem Jana Skorożywata, najeżdżająca z całych swoich sił na wroga. To samo miał zrobić orszak konny z lewej strony. Niósł on nazwę „Kruk”, a rządził nim Alfred Moskiwański. „Kruk” miał wyłonić się z krzaków i także atakować z całych swoich sił przeciwnika. Aby Prusowie nie mogli się zawrócić, z tyłu nacierać będzie zastęp pod nazwą „Sowa”, liczący trzy tysiące bojowników. Do grupy „Sokół” miał dołączyć „Myszołów” i również najechać na adwersarza. Pomysł ten bardzo spodobał się władcy.
Nareszcie nadszedł dzień walki. Armia pruska zaczęła napierać na pomorską grupę z całych swoich sił, gdy nagle wszystko zaczęło się dziać zgodnie z planem Pomorzan. Grupa Alfreda Moskiwańskiego oraz Jana Skorożywata bardzo zdekoncentrowała swojego wroga, ale ciągle szala zwycięstwa nie mogła się przechylić na stronę Pomorzan. Wtem nad wojskami przeciwnika uniosły się olbrzymie fale Jeziora Żarnowieckiego. Mieszkańcy nigdy nie widzieli tak wzburzonego jeziora. Jan Skorożywat zaczął już wycofywać swoje wojska, wiedział, że z siłami natury nie wygra. Pragnął ocalić chociaż trochę swoich poddanych. Niesamowity wiatr płoszył konie i wprowadził niesamowity chaos. Przywódca po chwili zorientował się, że fale jeziora unoszą tylko pruskich żołnierzy. Po paru kwadransach wiatr ucichł, a fale wróciły do jeziora.
Wówczas przestraszeni Kaszubi się ocknęli i zauważyli, że oddziały przeciwnika strasznie ucierpiały. Po tej walce zostały tylko rowy przecinające okoliczne pola, pozostałości po dzikich falach. Prusowie bardzo się rozproszyli, a rycerze pomorscy wykorzystali to jak najlepiej potrafili. Zachodni sąsiedzi Pomorzan próbowali zebrać się w szyku, ale za nic im się to nie udawało, bo głębokie rowy im znacznie to utrudniały. Zdołali jednak przygotować kilkuset łuczników, którzy zabili około pięciuset pomorskich żołnierzy. Na szczęście pruscy łucznicy, razem z resztą wojsk, zostali wręcz staranowani przez krokowskie odziały. Pomorzanie wygrali tę krwawą wojnę. Wielu przeciwników zginęło, a wielu trafiło do niewoli. Władca Jan Skorożywat z okazji wygranej walki, postanowił założyć w miejscu swego zwycięstwa miejscowość. Nazwał ją Tyłowo, gdyż to tu właśnie Henryk Kornomosarz cofnął się ze swoją grupą. Z biegiem czasu Tyłowo z małej osady zmieniło się w urokliwą wioskę, a jej położenie wśród Puszczy Darżlubskiej i w sąsiedztwie Jeziora Żarnowieckiego sprzyjało zasiedleniu. Mieszkańcy Tyłowa cieszyli się z wolności i swobody, byli wdzięczni swojemu zwierzchnikowi, że przeciwstawił się Prusom. Natomiast Jan Skorożywat przekonał się, że ma oddanych i dzielnych poddanych i zawsze może liczyć na ich pomoc. I tak w spokoju i harmonią z przyrodą żyją tyłowianie po dziś dzień.