Przejdź do głównej treści

Wanda co Niemca nie chciała

Wanda co Niemca nie chciała

Smutne dni nastały w Krakowie, kiedy wieść o śmierci wielkiego króla Kraka rozeszła się po grodzie jak zimny, jesienny wiatr. Wydawało się, że nawet wapienne Wzgórze Wawelskie pochyla się w zadumie, dźwigając ciężar żalu, który spłynął na mieszkańców. Długie lata panowania Kraka były czasem pokoju, rozwoju i mądrych decyzji, dlatego wieść o jego odejściu poruszyła wszystkich — od możnych, przez rzemieślników, aż po najuboższych. Lud czuł się tak, jakby utracił ojca.

Łzy nie obeschły jeszcze na policzkach żałobników, kiedy starszyzna rodowa zebrała się, aby ustalić, kto obejmie tron po wielkim władcy. Król nie pozostawił męskiego potomka. Jego jedyną dziedziczką była młoda, lecz niezwykle roztropna księżniczka Wanda, córka ukochana i jedyne światło w czasie, kiedy król musiał mierzyć się z cieniami starości. Zgodnie z obyczajem to ona miała przejąć władzę — i nikt nie miał co do tego wątpliwości. Choć była kobietą, to jej postawa, mądrość oraz wewnętrzna siła sprawiały, że ludzie widzieli w niej godną następczynię swego ojca.

Wanda nie była jednak samotna. W młodości los obdarzył ją miłością — krótką, ale prawdziwą. Jej małżonek, młody wojownik o dobrym sercu, zginął jednak podczas wyprawy przeciwko zbójcom grasującym na pograniczu. Wanda została wdową, zanim jeszcze osiągnęła pełnię dorosłości. Jednak z tego małżeństwa pozostał jej najcenniejszy dar: córka Żaganna. Dziewczynka rosła szybko, a jej uroda i wdzięk były dumą całego dworu. Znano ją z ciepłego uśmiechu i błyszczących jak gwiazdy oczu. O Wandzie mawiano, że jest piękna jak poranek nad Wisłą — o Żagannie mówiono, że jest jak ogień w ciemną noc. Imię otrzymała nieprzypadkowo, bo w sercu dziewczynki tliła się ogromna ciekawość i moc, którą niektórzy uważali za dar bogów.

Po śmierci Kraka to właśnie Żaganna była dla Wandy największym wsparciem. Mimo młodego wieku dziewczyna dostrzegała smutek matki, tuliła się do niej i dotykiem dłoni koiła żal. Wanda była nie tylko królową, ale również matką, a jej miłość do córki była tak silna, że stała się fundamentem jej działań jako władczyni.

Od dnia koronacji Wanda zyskała szacunek wszystkich. Była piękna, stanowcza i dobra. Posiadała mądrość wyniesioną z nauk ojca oraz wrażliwość, którą wzmacniało jej macierzyństwo. Dzięki temu szybko zdobyła serca ludzi. Jej rządy zapowiadały czas stabilizacji, pokoju i rozkwitu. Wieści o tej młodej królowej rozchodziły się daleko — poprzez karpackie przełęcze, przez puszcze i rzeki. Dotarły one w końcu aż do Niemiec, do ziem leżących nad rzeką Łabą, gdzie panował młody książę Rytgier.

Rytgier, choć władcą był zdolnym i ambitnym, często unosił się honorem i gniewem. Z natury dumny, pragnął znaleźć żonę, która podkreśli jego status i siłę. Gdy tylko dowiedział się o Wandzie — królowej pięknej, mądrej, dzielnej i niezależnej — zapragnął jej bardziej niż jakiegokolwiek skarbu. Miał nadzieję, że zdobywając jej rękę, zyska wpływy w Polsce, a jednocześnie pozyska kobietę, która podziw budziłaby przy jego boku.

Nie czekając długo, wysłał posłów z obfitymi darami, aby w jego imieniu poprosili o rękę Wandy. Jednak nie zadowolił się tylko prośbą. Polecił posłom, aby w razie odmowy użyli groźby. Mieli słowem i postawą pokazać, że ich pan jest człowiekiem, którego lepiej się słucha niż przeciwstawia mu wolę.

Posłowie Rytgiera wyruszyli w długą podróż. Przedzierali się przez puszcze tak gęste, że momentami nie widzieli nieba. Pokonywali rzeki i tereny podmokłe, wspinali się na pagórki i zbiegiwali do dolin. Kiedy wreszcie ujrzeli potężne mury Krakowa, oniemieli. Spodziewali się grodu niewielkiego i prymitywnego, a zobaczyli warownię piękną i silną. Ich zdziwienie wzrosło jeszcze bardziej, kiedy zostali przyjęci na Wawelu. Sala biesiadna była udekorowana haftowanymi tkaninami, stoły uginały się od jadła, a wszyscy zachowywali się z godnością, jakiej nie powstydziłby się najzamożniejszy dwór w Niemczech.

Kiedy następnego dnia stanęli przed królową Wandą, zapomnieli języka w ustach. Jej uroda była olśniewająca — ale to nie piękno budziło największy podziw. Była w niej siła, jakiej nie spodziewali się ujrzeć w kobiecie. Patrzyli na nią z szacunkiem i niepewnością. Nawet najstarszy z posłów, człowiek doświadczony i dumny, czuł, że stoi przed kimś wyjątkowym.

To on jako pierwszy zabrał głos, składając ukłony i przedstawiając wolę księcia Rytgiera. Złożył u stóp królowej szkatułę pełną bogactw i powtórzył słowa swego władcy, prosząc, by Wanda została żoną Rytgiera.

Wanda jednak odpowiedziała spokojnie, lecz stanowczo. Powiedziała, że choć ceni jego uczucia oraz hojność, nie może opuścić swej ziemi. Jej miejsce jest wśród jej ludu, który pokochała jak rodzinę. A to, co było jej, już oddała temu, którego kochała w przeszłości — i wciąż kocha w sercu, mimo że los zabrał jej małżonka. Tych słów nie można było przełamać ani bogactwem, ani obietnicami.

Posłowie byli zaskoczeni odmową, a ich twarze natychmiast stężały. Najstarszy pośród nich, w imieniu Rytgiera, rzucił groźbę: jeśli prośbą nie zyska się zgody, to siłą będzie ona zdobyta. Biada ziemi Kraków, biada ludowi, jeśli Wanda się sprzeciwi. Słowa te wywołały szept oburzenia wśród starszyzny i dworków. Jednak Wanda nie drgnęła nawet o krok.

W odpowiedzi rzekła tylko: „Siła miecza nie jest największą mocą na świecie. Są też inne, wiele silniejsze.” Po tych słowach odeszła, pewnym krokiem, nie oglądając się za siebie. Żaganna spojrzała za nią, w oczach mając mieszaninę dumy i lęku. Wiedziała, że matka skrywa coś w sercu — tajemnicę, której nikt jeszcze nie rozumiał.

Wieczorna wieczerza na Wawelu była pełna napięcia. Choć stoły uginały się od jadła, nikt nie miał apetytu. Starszyzna szeptała między sobą, Żaganna próbowała zrozumieć wzburzenie matki, a Wanda siedziała w milczeniu, spokojna, lecz jakby nieobecna. W jej oczach tliły się myśli ciężkie i odważne zarazem.

Kiedy starszyzna błagała ją, by ratowała kraj, wychodząc za Rytgiera, odpowiedziała tylko: „Żoną Rytgiera nie zostanę, ale gród przed najazdem uchronię.” Te słowa brzmiały jak wyrok — ale jeszcze nikt nie wiedział, jaki będzie jego kształt.

Noc zapadła cicho. Nad Wisłą unosiła się mgła. Strażnicy przysypiali przy bramach, zmęczeni minionymi wzburzeniami. Nikt nie zauważył, że Wanda opuściła komnatę. Nikt nie widział, jak szła przez dziedziniec, mijając płonące pochodnie, jak stawiała kroki pewnie, choć jej serce zapewne drżało.

Tylko jedno wiedziała na pewno: jej śmierć zatrzyma Rytgiera. Zginie jako wolna, ale jej lud będzie wolny z nią.

Stanęła na wysokim, stromym brzegu Wisły. Podniosła ręce ku niebu, jakby chciała pożegnać świat, który kochała. Jej myśli były spokojne: „Lepiej oddać życie, niż sprowadzić cierpienie na mój lud. Niech Wisła przyjmie mnie w swoje ramiona.”

Skoczyła.

Woda zamknęła się nad nią z hukiem. Rano Wisła oddała jej ciało, delikatnie jak matka odkładająca dziecko do snu. Gdy mieszkańcy dowiedzieli się o czynie swej królowej, opłakiwali ją tak mocno, że echo ich żalu roznosiło się daleko po dolinach.

Żaganna, widząc ciało matki, zrozumiała, że odwaga i poświęcenie są ceną władzy. Jej serce pękło, ale jednocześnie nabrało siły. Wanda nie była już tylko legendą — stała się symbolem. Żaganna postanowiła kontynuować jej dziedzictwo, żyć mądrze, chronić lud i dbać o pamięć matki, która oddała życie za innych.

Lud usypał Wandzie wysoki kopiec — miejsce, gdzie do dziś mówi się o jej odwadze. A historii tej nie wolno zapominać — bo jest opowieścią o miłości matki, o dziedzictwie córki i o bohaterstwie, które żyje dalej w każdym, kto kocha swój lud bardziej niż siebie.