Skip to main content

Czart na melsztyńskim Zamku

Czart na melsztyńskim Zamku

Działo się to dawno temu, w miejscowości Melsztyn. W tej położonej nad Dunajcem miejscowości, na wyniosłej skale, sterczą zwaliska starodawnego zamku.

Jego fundatorem był protoplasta rodu Tarnowskich i Meksztyńskich - Spicymir herbu Leliwa. Warownia ta wzniesiona została w 1340 roku.

Od młynów pozakładanych u stóp góry zamkowej, zamek nazwano Mellstein, Mylstein (kamień młyński), co lud okoliczny przerobił na Mielsztyn, a następnie na Melsztyn. Ludzie wpadli na pomysł, aby wybudować zamek. Jednak w pobliżu Melsztyna nie było odpowiednich kamieni do budowy fundamentów zamku. Okazało się, że odpowiednie kamienie znajdowały się w Górach Świętokrzyskich. Ale przecież, to było bardzo daleko od Melsztyna.  Jeden z mieszkańców wpadł na pomysł, aby to czarownice z Łysej Góry przenosiły kamienie. W końcu tylko z pomocą magicznych sił można było dokonać takich cudów. Czarownice przybyły do Melsztyna, aby spisać umowę. Zobowiązały się do przenoszenia kamieni kwarcowych, angażując również do tego czarty. Także Boruta, który był ich przewodnikiem podjął się pomagać czarownicom. Za swoją pomoc miały otrzymać wiklinę na miotły z kęp naddunajeckich.

Jednak na budowę zamku musiały dostarczyć wszystkie kamienie, inaczej umowa stałaby się nieważna. Umowę podpisano jesienią i czarownice przystąpiły do pracy. Przenoszenie kamieni odbywało się tylko nocą, gdy księżyc był w nowiu. Była to bardzo ciężka praca, ale kamieni ciągle przybywało. Czarownice przenosiły kamienie latając. Towarzyszył temu straszny szum i zapach siarki oraz smoły. Mieszkańcy okolic bali się wychodzić ze swoich domów. Pewnej nocy zerwała się straszna burza z huraganowym wiatrem. Wszyscy myśleli, że nadchodzi koniec świata. Mieszkańcy Wojnicza ze strachu nie mogli spać. Jednak cieszyli się, że powietrze się oczyści. Około północy usłyszeli straszny huk, a potem zapadła cisza i na niebie pokazały się gwiazdy. 

Następnego dnia kupcy rzemieślnicy wojniccy, wyruszyli ze swoimi towarami na jarmark do Krakowa. Mieli do sprzedaży wiele rzeczy. Wszyscy rozmawiali i śpiewali. Nagle konie stanęły i nie chciały ruszyć dalej. W powietrzu unosił się smród, a w oddali słychać było postękiwanie. Wszyscy podróżni bardzo się przestraszyli i postanowili wrócić do Wojnicza, aby powiadomić o wszystkim wójta. Był to człowiek odważny i silny. Wraz z parobkiem wyruszył we wskazane miejsce, zabierając ze sobą łańcuchy. Okazało się, że burza zniosła czarty, które transportowały kamienie. Dwóch z nich upadło na wzgórze i przygniotły biesa. Wójt zakuł go w łańcuchy i przywiózł do Wojnicza. Był zmęczony, więc zamknął czarta w sieni i poszedł spać. Jednak, gdy ten doszedł do siebie, zerwał łańcuchy i uciekł. Właściciel Melsztyna czekał na transport brakujących kamieni, ale ten nie przychodził. Umowa z czarownicami została zerwana. Czart, który uciekł wojnickiemu wójtowi błąkał się po okolicy, ponieważ bał się wrócić do piekła. Pewnego dnia szedł ścieżką i zauważył wójta. Czart chciał uciec, ale mężczyzna w porę go złapał. Powiedział mu, że przystąpi do ciężkiej pracy. Gdy bies usłyszał tę wiadomość, chciał wymigać się od kary, ale byli już w domu wójta.

- Mam dla ciebie pracę – powiedział włodarz Wojnicza.

- Jaką? – cicho zapytał diabeł.

- Będziesz pomagał mieszkańcom Wojnicza w ich domach – odpowiedział wójt.

- Zgadzam się. – westchnął cicho.

- Pracę zaczynasz od dziś!

Razem udali się do domu pewnej staruszki. Miała ponad siedemdziesiąt lat. Siwe włosy upinała w kok, a na głowie nosiła kolorowe chusty. Jej chatka, choć skromna, była bardzo zadbana. Wokół niej były posadzone fiołki, żonkile i stokrotki. Jednak ona, gdy zobaczyła, że ma pracować u niej czart, wygoniła go. Bogobojna kobieta nie dopuszczała do siebie myśli, że przedstawiciel diabelskich mocy miałby u niej cokolwiek wykonywać. Przestraszony uciekł daleko od staruszki i wójta.

Chodził smutny i szukał pracy aż doszedł do Melsztyna. Było mu niezwykle przykro. Przecież chciał pomóc. Zapukał do jednego z domów. Okazało się, że mieszkał w nim właściciel Melsztyna. Gdy dowiedział się, że bies brał udział w transporcie kamieni na zamek, postanowił znaleźć mu pracę. Nie zrażał się jego pochodzeniem.

Od tej pory diabeł pilnował zamku i w nim pracował. Oddawał się tej pracy bezgranicznie. Swoją pracą chciał okazać wdzięczność pracodawcy. Po kilku latach zamek sprzedano i zamieszkał w nim nowy właściciel. Był bardzo bogaty i miał dużo kosztowności. Bał się, aby złodzieje nie ukradli jego majątku. Postanowił wybudować lochy, w których ukrył swoje skarby. Czart, który wcześniej opiekował się zamkiem, strzegł kosztowności. Był bardzo zadowolony, ponieważ ta praca mu się podobała. Pilnował lochów bardzo dobrze, ponieważ nikt nigdy nie odnalazł skarbów. Wkrótce wieść o czarcie ucichła i nikt więcej o nim nie słyszał.

Martyna Pałucka 10 lat, Niepubliczna Szkoła Podstawowa we Wróblowicach
Na podstawie: Legendy o diabelskim transporcie zakliczyn.com