Poznański i podłoga z rubli.
Łódzką Manufakturę zna każdy w Polsce i myślę, że nie tylko. Kiedyś była to wielka fabryka króla bawełny Izraela Poznańskiego. Miał on smykałkę do interesów, a i klimat ówczesny ekonomiczny mu sprzyjał. Rósł w potęgę i żył rzeczywiście jak król.
Towar w fabryce piętrzył się w belach, a i z ościennych krajów kupcy ściągali, coby kupować Poznańskiego bawełnę. Robotnikom famuły pobudował i tyle im płacił co by na sznytkę z leberką starczało a i od święta żulik lub chałka na stole były, a i czasem i flaszką pokropione. Dbał też by robotnik dulafkę miał czym nakarmić, bo przecież to rarytas szluga na przerwie zaciągnąć. W famułach miejsca nie brakowało i choć dookoła chęchy rosły to dzieciaki do ciekania na powietrzu miejsca sporo miały. Szpital dla nich też postawił, żeby naród jak kulosy połamie daleko ganiać nie musiał po pomoc. Na rogu ulic obecnej Ogrodowej i Zachodniej pałac galanty sobie wybudował. Dzisiaj mieści się w nim Muzeum Miasta.
Siedział więc pan Poznański w swoim fotelu w pięknym gabinecie już kole godziny i rozmyślał, co by z tą wielką fortuną począć. Myślał, myślał i wymyślił. Toż to przecież wszystko mu w życiu sładnie szło i co by ten pomysł miał spalić na panewce. Rubli mu nie brakowało, a i podłóg w tym wielkim pałacu miał wiele. Nie była to bowiem jakaś zwykła klapitka , co ich wiele na Pietrynie postawiono, ale pałac co się zowie. W jednej z komnat postanowił taką właśnie podłogę po prosty złotymi pięciorublówkami wyłożyć.
Tak chciał swoje bogactwo pokazać, ale tu się pojawił problem. Rubel to moneta co na jednej stronie wizerunek cara miała, a na drugiej orła dwugłowego – herbu Rosji. Jak ułożyć monety, żeby Cara nie urazić i godła nie zbezcześcić. Toć przecież Poznański augusta carskiego z siebie robić nie chciał, ani na jakieś nieprzyjemności narazić się też nie miał zamiaru. Nie lubił Poznański takich dylematów, jednak musiał do Cara się udać i o decyzję poprosić. Audiencje uzyskał, ale odpowiedź go bardzo zaskoczyła. Car znał Poznańskiego, wiedział, że jest bogaty i ilość rubli to dla niego betka , ale chciał jego pychę i zuchwałość ostudzić. Aplikował tedy by Poznański tyle rubli nazbierał, żeby na sztorc podłogę nimi wyłożyć, tak aby ani on, ani godło urażone nie zostało.
Wrócił więc do Łodzi fabrykant zdumiony tą odpowiedzią i ruble zaczął przeliczać. Wieść o dylemacie fabrykanta po mieście się rozniosła i bałuciarz, bałuciarce już do ucha szeptał, co to teraz pan Poznański z tym uczynić zechce. Na rynku wielki bigiel się zgromadził i cieć, cieciowi tę historię opowiadać zaczynał, a każdy swoje trzy grosze dorzucić musiał coby ciekawsza i jego była. Dzisiaj w Pałacu Poznańskiego sale piękne, zwiedziłem je, ale tej z podłogą wyłożoną dukatami nie znalazłem. Cóż, wiek od tego czasu upłynął i wiele rąk i nóg przez to miejsce się przewinęło.