Skip to main content

Skrzaty, które opiekowały się końmy

Skrzaty, które opiekowały się końmy

Czasy to były dawne, kiedy na Inowrocławskim rynku odbywały się znane na całą okolicę jarmarki, przybywali ludzie ze wszystkich zakątków Kujaw, Ziemi Dobrzyńskiej, Kaszub a nawet Wielkopolski i Ziemi Łęczyckiej.

Inowrocław kwitł i rozwijał się dając bogactwo swoim mieszkańcom. Pośród wielu ludzi mieszkających w tym cudownym mieście, największą popularnością cieszył się miejscowy szynkarz.

Sposób w jaki przyrządzał mięso, sprawiał że ludzie często przybywali na jarmark tylko w jednym celu, aby spróbować jego wyrobów. Nierzadko u szynkarza zatrzymywali się rycerze, dostojnicy i kupcy wędrujący szlakiem bursztynowym z Gdańska. Jedni twierdzili, że człowiek ten zawarł pakt z diabłem, inni natomiast mówili iż dar wędzenia szynki otrzymał do samego Boga. Pośród wielu dziwnych historii i opowiadań na temat szynkarza, tylko jedna potrafiła zaciekawić przyjezdnych.

W Inowrocławiu mówiło się, że szynkarz posiada pięć koni, których nigdy nie karmił a mimo to były syte i lśniące tak, iż Król pragnął je mieć w swych stajniach. Głośno też było o zakładzie szynkarza i młynarza. Ten drugi przekazał szynkarzowi swoją starą zajeżdżoną w młynie klacz, obiecał też że jeżeli szynkarz uzdrowi mu konia, to zapłaci florena za każdą uncję konia, jeżeli mu sie nie uda, to odda młynarzowi jednego ze swoich koni. Szynkarz przystał na to, a że termin ugody mijał podczas dni jarmarcznych, wiele osób przybyło aby zobaczyć jak ów zakład się skończy.

Kiedy Szynkarz wyprowadził klacz ze swej stajni, wielkie było zdziwienie ludzi, którzy pamiętali szkapę, która została przyprowadzona do szynkarza. Wówczas sama skóra i kości,  dziś piękna i majestatyczna o kasztanowym, lśniącym ubarwieniu. Nie było wątpliwości co do tego, że to ta sama klacz, którą młynarz przyprowadził do szynkarza, szczególnie że na widok poprzedniego właściciela rwała się do ucieczki. Szynkarz nie chcąc aby wróciła do młyna, dogadał się z młynarzem oferując mu sowitą opłatę za kobyłę, na co młynarz chętnie przystał.

Tego dnia nie mówiło się o niczym innym, jak o cudownym odratowaniu półmartwego zwierza, toteż wielu przyjezdnych chciało zobaczyć na czym polega tajemnicy hodowli koni.  Wieczorem zaraz po zmierzchu za murami miasta zebrało się ponad dwieście osób, które radziły jak się dowiedzieć co szynkarz z końmi wyrabia. Wybrano pięciu ochotników, którzy noc i dzień mieli czuwać i obserwować czy szynkarz będzie wchodził do stajni i o której.

Po tygodniu podglądania, okazało się że szynkarz wchodzi do stajni trzy razy dziennie: rano, wieczorem i późną nocą, ale za każdym razem jego wizyta trwa pięć minut, a więc za krótko aby nakarmić wszystkie konie. Ustalono więc, że trzeba będzie wieczorem się włamać do stajni i zobaczyć co takiego się w środku dzieje.

Kiedy szynkarz po raz drugi opuścił stajnie, ochotnicy wdrapali się na dach i weszli do środka rozkładając się na krokwiach aby mieć lepszy widok. Konie jadły obrok, i popijały wodą a przy każdym z nich chodziła i gdakała kura. Szpiedzy pomyśleli, że szynkarz zbiera jajka od kur, postanowili poczekać do północy, kiedy właściciel przychodzi po raz trzeci. Znużeni snem, mało się nie pospali, kiedy ocucił ich głośny trzask. W miejscu jednej z kur pojawił się niewielki skrzat, za chwilę drugi trzask, trzeci i kolejne, przy każdym koniu pojawiły się skrzaty. Natychmiast rozpoczęły czesanie koni, czyszczenie kopyt, odrzucanie obornika i ścielenie słomą. Robiły to tak sprawnie i szybko, że było widać jedynie smugi światła. Szpiedzy natychmiast opuścili stajnie, a kiedy następnego dnia zaczęli opowiadać co widzieli, ludzie nabijali się z nich, twierdząc że się pospali i to im się przyśniło. Jednak od tamtej pory już nikt nie nachodził stajni szynkarza.