Jak kasza Trzebiatów uratowała
Był ciepły, leni późny wieczór, Kocimir od siedmiu godzin pełnił służbę wartownika jednej z baszt obronnych na murach Trzebiatowa. Lubił swoja pracę, przez okna w baszcie z dumą obserwował co dzieje na dole. Z jednej strony muru gwar miasta, a z drugiej spokój i ukojenie jakie dawała rzeka, która otaczała miejską twierdzę.
Z zamyślenia wyrwało go pukanie w drewniane drzwi baszty. Kiedy zszedł po wąskich, krętych schodach na dół, poczuł przyjemny zapach jedzenia, jego brzuch nagle przypomniał sobie, że nie dostał jeszcze kolacji. Nie spodziewał się takiej niespodzianki, pod basztą stała jego żona Dobromiła, trzymała w rękach wielki gar. To właśnie z niego unosił się zapach, który poczuł wcześniej, jeszcze przez zamknięte drzwi. Dobrze go znał, od razu rozpoznał swoją ulubioną potrawę – Kaszę po rycersku. Nikt nie gotował jej tak smacznie, jak kochana Dobromiła. Ukochana jego niewiasta była wspaniałą gospodynią, zawsze wiedziała, jak sprawić mu kulinarną przyjemność. Kaszę, którą tak bardzo lubił, najczęściej okraszała usmażoną cebulą z boczkiem i kawałkami mięsa. Przepełniony uczuciem do żony i jedzenia szybko wpuścił niewiastę na górę.Był tak głodny, że jeszcze na schodach zajrzał do gara, aby jak najprędzej ukoić swój apetyt i szybko kąsnąć mały kawałek mięsnej okrasy. Jego łakomstwo zostało ukarane, kasza była tak gorąca, że nie sposób było utrzymać ją w palcach, na pewno nie połknąłby takiego kawałka. Z kolacją należało poczekać, aby jak najszybciej kasza ostygła, postawił ją w oknie baszty prochowej nie obserwując ani przez chwilę co dzieje się na dole.
Rycerz Włościbor wraz ze swoimi kompanami dopływał malowniczą rzeką Regą do sąsiedniego miasta Trzebiatów. Był jednym ze stu gryfickich wojów, którzy przy blasku księżyca pragnęli zdobyć to miasto, oraz tym samym przejąć bezpośrednią drogę rzeczną do morza. Dawało to prawo połowu ryb na Bałtyku i handlu. Spór miedzy sąsiadującymi miastami trwał wiele lat, tym razem postanowiono zaskoczyć śpiących mieszkańców Trzebiatowa i chroniących go rycerzy. Noc zapowiadała się pięknie, było ciepło i bezwietrznie, rogalikowy księżyc nie rozjaśniał łódek cumujących właśnie w krzakach, niedaleko baszty prochowej. Młody rycerz Włościbor został wyznaczony jako jeden z pierwszych atakujących. Bardzo mu to odpowiadało, nareszcie mógł pochwalić się swoja odwagą i męstwem. Zamaskowani liśćmi tataraku zerwanego przy brzegu, odważni wojowie rozpoczęli swój marsz po zwycięstwo. Kasza stygła w oknie. W izbie na górze baszty zrobiło się bardzo przyjemnie i domowo. Kocimir postanowił podziękować ze wszystkich sił swojej ślubnej niewieście, złapał Dobromiłę za rękę i mocno do siebie przyciągnął. Zaskoczona dziewczyna, która była bardzo drobnej postury, nie spodziewając się miłosnego ataku męża, zachwiała się i nie wytrzymując ciężaru Kocimira, obaliła się razem z nim na okno baszty. Strażnik w niemym krzyku dostrzegł tylko jak jego ulubiona kasza, znajdująca się w glinianej misce, powoli zachybotała się i razem z miską wypadła z okna.
Nagle spod baszty prochowej rozległ się wrzask, i to nie jeden. Niesamowity rumor obudził pobliskich trzebiatowskich wojowników i mieszkańców, gotowych do obrony swojego miasta. Kocimir natychmiast wszczął alarm, waląc zaciekle metalową pałką w ogromny bęben. Okazało się bowiem, ze spadająca z okna miska kaszy, wylądowała razem z gorąca zawartością na głowę skradającego się Włoscibora i jego kompanów. Wydarzenie, które rozegrało się tej nocy sprawiło, że 14 metrowa wieża w której przechowywano proch otrzymała nową nazwę Baszty Kaszanej.