Boruta na Będzińskim Zamku
W czasach kiedy Polską rządzili królowie, żyły różne przedziwne stwory. Ponoć nocą można było spotkać wiedźmy, utopce, licho płatające różne figle, a nawet samego Borutę.
Wspomniany z imienia diabeł, zawarł w piekle umowę, która znacznie ograniczała jego wolność. Przez pół roku włóczył się po lochach łęczyckiego zamku po to, by kolejne pół roku wędrować po świecie.
Podczas jednej z takich wędrówek, diabeł zawitał do Będzina. Widok będzińskiego zamku wywarł na Borucie ogromne wrażenie, postanowił więc dostać się do środka. Przywdział długi, czarny żupan, bogato zdobiony złotem i drogimi kamieniami, który zasłaniał diabelski ogon. Na kopyta założył wysokie, czerwone buty na obcasie i ruszył w stronę zamku. Straży stojącej przy wejściu przedstawił się, jako bogaty, węgierski szlachcic, który jedzie na Litwę odebrać spadek po zmarłej babce. Był tak przekonujący, że strażnicy bez problemu wpuścili go na zamek. Nikt nie pytał Boruty kim jest, ani na czyje zaproszenie przybył. Wszyscy byli przekonani, że taki zamożny jegomość, jest gościem właściciela zamku – starosty Goławskiego.
Zbliżał się Sylwester. Gospodarz zamku zajęty był organizowaniem noworocznego balu i zapraszaniem gości. Jedno z zaproszeń trafiło ni mniej ni więcej do Boruty. Diabeł chętnie przyjął zaproszenie, tym bardziej, że okolica bardzo mu się podobała. Podczas balu noworocznego czart miał okazję poznać najbliższą rodzinę starosty Goławskiego. Składała się na nią: żona Anna i córka Halszka. Młoda dziewczyna wywarła na Borucie ogromne wrażenie. Właściwie można śmiało powiedzieć, że diabeł zakochał się bez pamięci. Calutki wieczór obserwował młodą starościankę, nie mogąc do niej podejść. Źródło bezradności czarta, wisiało na szyi młodej Halszki – złoty krzyżyk. Nie mogąc bawić się z ukochaną, Boruta całkowicie zrezygnował z zabawy. Siedział tylko za suto zastawionym stołem i sączył miód, puchar za pucharem. Czarcia dusza cierpiała ogromne katusze. Do tego dochodziła świadomość, że niedługo będzie musiał wracać do Łęczycy. Diabeł nie mógł sobie wyobrazić rozstania z Halszką, tym bardziej, że dziewczyna była mu przychylna.
Postanowił wydłużyć swój pobyt w Będzinie, niezależnie od ceny, jaką przyjdzie mu zapłacić. Podczas rozmowy ze starościną, diabeł „zwierzył” się jej, że ma ogromny problem. Otóż wybierając się w pośpiechu na Litwę, nie pozbierał wszystkich dokumentów potrzebnych do odebrania testamentu. Musi więc posłać pachołka na Węgry po brakujące dokumenty, co wydłuży jego pobyt w Będzinie. W dalszej części rozmowy czart dopytywał się gospodyni, czy nie zna jakiegoś stosownego miejsca, w którym mógłby się na ten czas zatrzymać. Starościna wydawała się dziwnie zadowolona, poprosiła jednak Borutę o odłożenie tej rozmowy na następny dzień. Czart nie bardzo wiedział, co o tym wszystkim ma myśleć. Czuł się bardzo niepewnie, jednak nic nie mógł zrobić. Odkąd tylko poznał Halszkę, pilnował się jak nigdy dotąd. Nie chciał zdradzać kim jest w obawie, że utraci ukochaną. Myśl o tym była nie do zniesienia. Natomiast starościna miała już w głowie ułożony plan. Bogaty i przystojny szlachcic w jej oczach był idealną partią dla Halszki. Dziewczyna miałaby zapewniony dobrobyt, mało tego wyszłaby za mąż za kawalera, którego kocha. Tak, tak nie ma w tym nic oczywistego! W tamtych czasach małżeństwa były transakcją rodziców zawieraną za pomocą dzieci.
Z misternie utkanym planem udała się do swojego męża. Przedstawiła mu wszystkie zebrane przez siebie fakty, jak również korzyści płynące dla ich rodziny. Starosta był bardzo mądrym człowiekiem. Ponad wszystkie kosztowności kochał swoją córkę i bardzo chciał, żeby była szczęśliwa. Widząc jej zachowanie w obecności gościa, nie miał wątpliwości, że jest mu bardzo przychylna. Nie dziwiło go to zbytnio, gdyż sam bardzo polubił węgierskiego szlachcica. Postanowił więc udzielić mu gościny. Następnego dnia przy śniadaniu, gospodarze zaproponowali Borucie swoją gościnę na tak długi czas, jak tylko zechce. Diabeł był bardzo zadowolony. Od tej pory każdą wolną chwilę starał się spędzać z młodą starościanką. Na zabawie i przyjemnościach czas mijał bardzo szybko. Nic też dziwnego, że po niedługim czasie zaczęto mówić o ślubie Halszki z bogatym szlachcicem. Niestety, nikt nie mógł przewidzieć, że do ślubu nie dojdzie – nawet sam Boruta.
Pewnego wieczoru, kiedy zadowolony diabeł popijał wino, stanął przed nim posłaniec z piekieł. Przypomniał mu, że za trzy dni ma się stawić w lochach łęczyckiego zamku zgodnie z zawartą umową. Posłaniec zniknął, a Boruta wpadł w szał. Nie miał czasu na tłumaczenie i pożegnania. Aby zdążyć na czas, musiał wyruszyć natychmiast. Cichaczem opuścił zamek, miotając się straszliwie. Mijając rzekę, która płynęła tuż obok, oderwał z szat czarny guzik i w rzucił go do niej przeklinając ją na wieki. Wody rzeki wezbrały, zakłębiły się i przybrały czarny kolor. Miał to być symbol wściekłości i bezradności diabła. Z uwagi na kolor rzekę nazwano Czarną Przemszą. Boruta zjawił się z lochach łęczyckiego zamku, w których zaszył się na bardzo długo. Natomiast zrozpaczona Halszka, wstąpiła do zakonu. Ponoć w dniu śmierci Starościanki, nad Będzinem szalała potężna burza, a wody Czarnej Przemszy kłębiąc się straszliwie, przybrały piekielny kolor. To Boruta szalał z rozpaczy i bezradności.