Skip to main content

Złoczeń - król węży

Złoczeń - król węży

Dawne to były czasy,  złowieszcze i niepewne. Po całej Jurze rozchodziły się wieści aby unikać Kroczyc. Miejscowością tą otaczało mrowie żmij i węży. Biada temu, kto z trasy zboczył aby z Krakowa do Częstochowy na skróty się udać.

Wieś leżała na uboczy, a otaczający ją teren sprzyjał rozwojowi tych zdradliwych gadzin. Z czasem ludzie mniej cierpieli, ale łupem szalejącej zarazy zaczęło padać okoliczne bydło.

Ludzie tracili nie tylko żywicielki, ale również ich mięso, które po ukąszeniu nie nadawało się do spożycia. Mieszkańcy próbowali walczyć na różne sposoby, ale przepędzenie żmij nie było takie łatwe. Tak jakby miały swego władcę, który nad nimi czuwał i nimi zarządzał. Ciężki był to okres dla wioski.,Razu pewnego do wsi przybył nieznajomy. O dziwo żmije nie zrobiły mu krzywdy. Ludzie zaczęli sądzić, że nasycone żmije nie zwracały na niego uwagi. Inni mówili, że drogę którą przeszedł mógł pokonać jedynie czarownik. Mężczyzna nie zwracając uwagi, na gapiów pożywił się w okolicznej gospodzie i ruszył w dalszą drogę.

Idąc przez łąki co róż napotykał w trawie żmije, które przed nim uciekały. Po chwili doszedł do miejsca, gdzie nie było nawet kawałka trawy, był to spory obszar, który wyglądał jak cmentarzysko. Wędrowiec ujrzał jak jeden z miejscowych chłopów kopie dół. Obok leżało cielsko martwej krowy. 

Dawne to były czasy,  złowieszcze i niepewne. Po całej Jurze rozchodziły się wieści aby unikać Kroczyc.

- Powiedz mi wieśniaku, co z tą krowa się stało, że trzeba ją zakopać? – zapytał nieznajomy

- Panie, od lata tereny wokoło wioski zamieszkują żmije. W południe ich nie ma więc bydło można wypuścić, ale jak się spóźnimy to żmije to wykorzystają. – odparł chłop, oparł się o szpadel i mówił dalej – Cały ten obszar jest przekopany, a pod ziemią leżą martwe zwierzęta. A tam bliżej wioski, ludzie dawniej tu mieszkający i przybysze, którzy żmiją nie uciekli.

- A czy wśród żmij jest wąż, który potrafi gwizdać? – zapytał z zaciekawieniem i lekkim strachem w głosie przybysz.

- Ależ skąd, w życiu, żem gwizdów nie słyszał. – zaparł się chłop.

- To ja wam zażegnam te żmije. Wykop dół chłopie, trzy razy większy niż zwykle i ognie wokoło rozpal a wieczorem się zjawie i wioskę uratuje – rzekł przybysz. Słowa jego rozweseliły chłopa, który z zapałem zaczął kopać dół.

Kiedy nastał wieczór wokoło dołu w bezpiecznej odległości zebrali się mężczyźni z wioski aby patrzeć na dzieło przybysza. Ten nie pojawiał się przez trzy kolejne godziny, kiedy mieli już odchodzić. Nieznajomy, wyszedł z lasu trzymając w ręku kładkę. Rzucił ją na dół, tak że mógł stanąć. Uniósł ręce do góry i zaczął mówić zaklęcia, które przyciągały żmije ze wszystkich stron. Dół wypełniał się i wypełniał. „To czarownik” – mówili między sobą chłopi, mocno trzymając widły. Kiedy dół był już prawie pełny węży, w oddali zdało się słyszeć gwizd. Żmije znajdujące się w dole, zaczęły się wić. Gwizd był coraz silniejszy. W końcu z lasu wynurzyła się duża żmija.

-Aj, to żmij Złoczyń, to moja śmierć idzie! – zdążył krzyknąć przybysz i wtem wszystkie węże znajdujące się w dole zaatakowały nieznajomego.  Widząc to chłopi w przerażeniu uciekli do wioski, został tylko ten który miał krowę pochować. Złoczyń zabrał swoje węże i rzucając ostatnie spojrzenie na chłopa udał się w stronę pobliskiego wzniesienia, które od tamtego czasu nazywane jest Górą Żmijów. Od tamtej pory słuch po Złoczynie i jego wężach zaginął a we wsi nastały dobre czasy.