Skip to main content

O flisaku i żabach

O flisaku i żabach

W średniowieczu poza okrutnymi, wyniszczającymi wojnami miasta musiały mierzyć się z innymi osobliwymi zagrożeniami. Toruń stał się ofiarą jednej z „egipskich plag”. Miasto położone na kilku kupieckich szlakach, łączących zachód ze wschodem i północ z południem, kwitło i rozwijało się.

Dumni mieszkańcy, chwalili swojego burmistrza na każdym kroku.

Również córka zarządcy, budziła wśród mieszkańców powody do zachwytu. Jak każdy człowiek, tak i  burmistrz miał swoje za skórą. Zwiedziony pochwałami mieszczan, popadł w ogromną pychę, która przysłaniała mu prawdziwe problemy uboższych mieszczan.

Pewnego wiosennego dnia, burmistrz wraz z połową swej świty udał poza mury miasta, aby obejrzeć ziemie, które można by włączyć w obręb Torunia. Burmistrz pragnął aby miasto się rozrastało, a swoją wielkością przyćmiło sam Kraków. Zaplanował więc, aby wybudować dodatkowy mur zewnętrzny oddalony o kilometr od obecnych obwarowań. Pomiędzy murami miały powstać kamienice, dla nowych osadników, kupców i rzemieślników.  Los chciał, że na południe od miasta, w planowym miejscu budowy muru, mieszkała czarownica. Kiedy burmistrz przybył do chaty, zauważył że przed jej domem siedzi kobieta z dwojgiem małych dzieci. Kobieta natychmiast zwróciła się do burmistrza.

- Panie, pozwól mi i moim dzieciom wrócić do Torunia
- Kim jestem kobieto? – zapytał jeden z przybocznych rycerzy
- Byłam żoną piekarza, ale mąż zmarł. A źli ludzie odebrali mi i moim dzieciom majątek za jego długi.
- Twoje problemy to nie sprawa burmistrza – odparł inny członek świty, na co pozostali się roześmiali.
- Panie nie ze względu na mnie, ale na moje dzieci  - powiedziała to a jej oczy wypełniły łzy. Burmistrz zdjęty litością miał już się odezwać, gdy jeden z towarzyszących mu mnichów, dostrzegł wzrok owej kobiety.
- To czarownica Panie! Jeżeli ją zaprosisz, całe miasto będzie przeklęte, a ty wraz z nią- w tym momencie kobieta zmieniła się w starą, pokrytą kurzajkami staruchę,  dzieci w dwa czarne koty.
- Skoro nie chcesz mnie w swym mieście, niech dla żab będzie siedzibą. Niech gnije jedzenie, a człek choruje, kiedy żaba w jego progu stanie. Niech kara spotka każdego, kto mury Torunia przekroczy.

Czarownica zniknęła, a jej dom stanął w ogniu. Nie mogła dłużej przebywać blisko miasta, gdyż natychmiast została by spalona. Rzuciwszy klątwę odleciała w inne miejsce. Burmistrz i jego towarzysze w pośpiechu powrócili do miasta. Kiedy byli tuż przy bramie usłyszeli krzyki przerażonych ludzi. Do miasta ze wszystkich stron nadciągały hordy brązowo-zielonych, pokrytych brodawkami ropuch. Burmistrz natychmiast kazał posłać do sąsiednich miast po wojsko. Sam ubrał zbroję i z mieczem w dłoni kroił żaby na kawałki. Ropuch było jednak zbyt wiele, ludzie zaczynali chorować, żaby pchały się do piwnic, domów, zagród ze zwierzyną. Wszystko czego dotknęły natychmiast gniło, bądź zostawało zarażone. Burmistrzowie innych miast nie dowierzali słowom posłańców – więc wysyłali swoich. Ku przestrodze nie wchodzili jednak oni do miasta, aby nie paść ofiarą „żabiej klątwy”. Wprowadzani na mury miejskie nic nie wiedzieli - nie mogli więc donieść swoim Panom o prawdziwości owej plagi. Uproszeni przez burmistrza i sowicie nagrodzeni – mieli przekazać wiadomość, że Toruń żabiego problemu już się pozbył.

Czas leciał, a żab nie ubywało. Boża Opatrzność sprawiła, że w dniu rzucenia klątwy –poza miastem znajdował się jeden z Torunianin.  Był to młody flisak, który w owych dniach przebywał z towarami w Gdańsku. Flisak ten imieniem Boguchwał wracając do Torunia miał sen, w którym grał na swoich skrzypcach. Kiedy dotarł do bram miasta, zobaczył że na cmentarzu jest praktycznie całe miasto.  Boguchwał zatrzymał łódź i udał się na cmentarz. Przeszedł między tłumem, tak że widział podest na którym przemawiał burmistrz ubrany na czarno.

- Skarciła mnie moja własna pycha. Pragnąłem aby Toruń większym i piękniejszym był od Krakowa. Kara jaka spotkała was wszystkich za moje grzechy jest ogromna. Pożegnaliście dziś rodziców, braci i dzieci ponad stu mieszkańców naszego miasta.  Nieście wieść we wszystkie strony świata, że Toruń nagrodzi złotem każdego rycerza, giermka, cechmistrza czy chłopa, który uwolni nasze miasto od egipskiej plagi żab. A ja osobiście ofiaruję rękę mojej jedynej córki temu mężczyźnie, nie zależnie od tego jakiego z jakiego stanu się wywodzi.  – wówczas na podeście pojawiła się córka burmistrza. Na jego prośbę podniosła czarny welon, osłaniający jej twarz. Gdy Boguchwał ujrzał ową dziewczynę, serce zabiło mu mocniej.  
- Ja to zrobię! – krzyknął, a wszyscy ludzie zaczęli mu się uważniej przyglądać.
- Czyż nie jesteś jednym z nas? – powiedział ktoś blisko stojący – Dlaczego nie zrobiłeś tego do tej pory? – zapytał z gniewem w głosie
- Jestem flisakiem – przez ostatni miesiąc odbywałem podróż do Gdańska i z powrotem. Również i tam zostałem zatrzymany na dłużej.  Dziś mija 33 dzień od kiedy wypłynąłem z Torunia. – po tych słowach Boguchwała odezwał się burmistrz. Młodzieniec nie zwracając na to co mówi spojrzał na jego córką a ich wzrok się spotkał.
-  Jeżeli potrafisz idź i ratuj miasto. Lecz pamiętaj, jeżeli ci się nie uda to również na Ciebie spadnie ta straszliwa klątwa. – Młody flisak, zwrócił się w stronę swojej łodzi. Ludzie widząc że tam idzie zaczęli szeptać między sobą.  „Przestraszył się i ucieka”, „Strach go objął”,  „Nie ma szans z ropuchami”. Boguchwał wziął swoje skrzypce i ruszył w kierunku bramy . Tłum widząc, że chłopak zamierza spróbować natychmiast poszedł za nim. Boguchwał stanął na Staromiejskim Rynku i rozpoczął grę na skrzypcach, grał pięknie tak jakby sama natura przez skrzypce przemawiała.

Żaby zaczęły wychodzić ze swoich nor, w kierunku skąd płynęła muzyka. Było ich tak wiele, że zajmowały całą wolną przestrzeń, wszystkie ulice a cześćz nich wchodziła na pozostałe. Flisak udał się w stronę Bramy Chełmińskiej i opuściła miasto każda żaba, która również wyszła poza mury natychmiast znikała. Gdy ostatnia żaba przekroczyła bramę miasta, natychmiast z nieba spadł deszcz, mimo że nie było nawet jednej chmury. Chorzy ludzie i zwierzęta natychmiast ozdrowiały, zanieczyszczone jedzenie wystawione na zewnątrz odzyskiwało świeżość, odór ropuch spłynął ulicami miasta.  Pomimo żałoby po straconych bliskich, ludzie czuli ogromną ulgę i radość. Natychmiast porwali Boguchwała i zaczęli nosić go na rękach. Burmistrz nauczony pokory, oddał mu córkę za żonę i tyle złota ile silny flisak mógł podnieść.  Bogumił i Dobrosława stali się szanowanymi kupcami i mieszkańcami Torunia. A jeden z ich siedmiu synów został późniejszym burmistrzem Torunia.