Skip to main content

Pałac w Podzamczu

Pałac w Podzamczu

Była to połowa XVII wieku, kiedy granice Rzeczpospolitej ciągnęły się daleko na wschód. W roku 1642 na odwiecznych ziemiach Polski, a konkretnie w Kielcach, możni ówczesnej Rzeczpospolitej zjechali się do okazałej posiadłości Jakuba Zadzika – biskupa a zarazem Wielkiego Kanclerza, aby uczcić zakończenie budowy jego wspaniałego Pałacu.

{module Reklama - Czerwona Responsywna}

Mimo ogromnej biedy i wyzysku rodzin chłopskich i miejskich, w owych czasach modne były wśród szlachty wystawne bale, organizowane z wielką pompą – duże ilości jedzenia, wspaniała orkiestra, niezliczona służba. Do takich balów zaliczał się i ten urządzony przez Wielkiego Kanclerza.

Wśród gości zaproszonych na bal, pojawił się również Wojewoda Lubelski Jan Tarło. Był to człowiek, nie tylko możny i wpływowy, przede wszystkim był butny i dumny. Na widok tak wspaniałej rezydencji pycha i zazdrość zagościła w jego sercu, które pragnęło aby jego rządza została zaspokojona. Nie mogąc znieść wyjątkowości tego miejsca, Wojewoda postanowił dać upust swojej pysze.

Gdy muzyka ucichła, a służba podała na stół bażanty. Wojewoda podniósł się i wzniósłszy toast, w takie odezwał się słowa.

„Zaprawdę Biskupie, ciężko dziś znaleźć nie tylko wśród szlachty ale i całego hrabiostwa naszej kochanej Rzeczpospolitej, piękniejszy Pałac, aniżeli ten który Ty wybudowałeś, jako rezydencję biskupów krakowskich. Niech wszyscy tu obecni  Kanclerzu wiedzą, iż ucztować razem z Tobą w tym pałacu to honor dla mnie ogromny. Czuję się jakby przyszło mi z samym Miłościwie Nam Panującym Królem Władysławem ucztować. Pozwól więc o Biskupie najdroższy, że i Ja Ciebie zaproszę w odwiedziny do mej posiadłości.”

Mimo, iż słowa były piękne i zuchwałe, a ich cel był zupełnie inny , goście prawdziwych zamiarów wojewody nie dostrzegli. Biskup dziękując za piękną mowę, zadrwił z Jana mówią.

„…pewnie sąsiad chce mnie pod włościańską strzechą ugościć?”

Na te słowa, tłum się roześmiał, a podjudzony swą pychą Wojewoda, ze spokojem wprawionego polityk odparł.

„Masz rację biskupie, że moja siedziba z Twoją równać się nie może, ale wybuduję Pałac, który blaskiem i wygodami dorówna Twojemu, i choć wiosna już do nas idzie to zapewniam cię, że na saniach do mego pałacu pojedziesz.”

Reszta szlachty zaczęła między sobą gorączkowo dyskutować.

„A więc mój drogi Wojewodo wybuduj ten Pałac do następnej jesieni. Masz więc rok i pół tyle czasu Ci daje, lecz jeżeli mam na saniach dojechać przed tym terminem , to za pół roku winna już stać twa siedziba. Na zachętę jednak, przy wszystkich tu zgromadzonych, zapewniam Cie Wojewodo, że jeżeli uda Ci się, to część ziem biskupich otrzymasz. Lecz jeżeli czas minie a ja nie dojadę do twego nowego pałacu, Ty na kościół część swych ziem przekażesz.”

I tak pakt między dwoma szlachcicami został zawarty. Nim uczta się skończyła Wojewody nie był już wśród gości, póki miał umysł świeży odjechał czym prędzej do swej rezydencji, aby wszelkie plany obmyślić.
Budowa Pałacu, rozpoczęła się szybko, i szybko było prowadzona. Jednak Wojewodzie brakło czasu i do zimy się nie wyrobił. Budowanie w czasie dużych mrozów, nie wchodziło w grę, a więc pojawił się problem z saniami, którymi biskup miał dojechać do rezydencji. Wojewoda myślał nad tym przez całą zimę, aż przypadkiem wpadł na niezwykłe rozwiązanie.

Po długiej i mroźnej zimie budowa ruszyła od nowa, wówczas Wojewoda wprowadził swój plan w życie, gromadząc w podziemiach nowego pałacu, pełne beczki soli. Kiedy pod koniec lata rezydencja była gotowa, Wojewoda nakazał zaprząc sanie, a  drogę do rezydencji biskupów wysypać solą. I tak Wojewoda dojechał do biskupa, który zgodnie z umową, część dóbr biskupich oddał na rzecz Wojewody.

W ten sposób jak głosi legenda został wybudowany Pałac w Podzamczu

{module Reklama - Czerwona Responsywna}