Skip to main content

Jezioro Leleskie

Jezioro Leleskie

W zamierzchłych czasach terenami znajdującymi się w pobliżu jeziora Leleskiego, władał chciwy i okrutny namiestnik, którego serce było z kamienia. Wykorzystując swoją pozycję, wydawał postanowienia i prawa, które dla wielu były trudne do zniesienia. Aby wybielić się w oczach swych podwładnych, winę za taki stan zrzucał na swego pana Fryderyka Saskiego, który był właścicielem tych włości.

{module Reklama - Czerwona Responsywna}

W ten sposób namiestnik, przekonywał lud, że nawet jeżeli Fryderyk zmieni zarządcę na innego to im lepiej się nie będzie żyło. I tak ludzie cierpieli pod władzą namiestnika, lecz kara Boża dla złego zarządy miała dopiero nadejść.  Nadszedł dzień w którym namiestnik surowo zakazał połowów z pobliskiego jeziora Leleskiego, aby nie brakło ryb na jego stole. Ludzie cierpiąc z głodu zaczęli zakaz ten łamać. Zarządcę tak to rozgniewało, że masowo wieszał i ścinał tych, którzy ryby w jeziorze ciągle łowili.

Od kiedy ściął pierwszego chłopa, sieci rybaków namiestnika były puste. Rozwścieczony zarządca i ich kazał ściąć twierdząc, że są w zmowie z poddanymi.  Kolejni rybacy przybywali z pustymi rękoma, tak że sam namiestnik postanowił na połów się wybrać, lecz i pod jego okiem ryby do sieci wpadać nie chciały.

Poszukując sprawcy tego zamieszania, namiestnik kazał więzić wszystkie kobiety, młode i stare, panny, wdowy, mężatki, matki, babki i córki. Wszystkie, które choć odrobinę podejrzewał o rzucanie czarów. Dopóki ryby nie powrócą do jeziora na stałe. Rzecz jasna, nikt nie mógł zapełnić jeziora rybami, to też zarządca kazał palić na stosach pojmane „czarownice”. Kiedy większość uwięzionych kobiet, spłonęła w strasznych męczarniach a ryb nie przybywało. Namiestnik postanowił zaniechać  próby odzyskania ryb i zaczął polować na dziką zwierzynę. Wtedy też spotkała go kara za haniebne i okrutne czyny jakiś się dopuścił.

Pewnego dnia kiedy wraz z drużyną polował w lasach znajdujących się nieopodal jeziora. Wielki niedźwiedź wynurzył się ze swej kryjówki i zaatakował namiestnika. Spłoszony koń uciekł w stronę jeziora. Namiestnik smagany gałęziami, chcąc uniknąć bolesnego upadku i śmierci ze strony niedźwiedzia, który prawdopodobnie go gonił. Mocno trzymał się na grzbiecie swego wierzchowca. Razem też spadli wprost do jeziora, gdzie dla namiestnika nie było już ratunku. Następnego ranka ciało zarządcy zostało odnalezione, pływało na powierzchni razem z  ogromną ilością martwych ryb. Do końca tamtego roku, nie było w jeziorze ani jednej ryby więcej. Dopiero po roku kiedy Ferdynand wyznaczył nowego namiestnika, łagodnego i o dobrym sercu, ryby ponownie zapełniły jezioro.

{module Reklama - Czerwona Responsywna}